Lub może inaczej: „Jak przestać być nieszczęśliwym?”

Dziś o tym co lubię, czyli o codzienności i jej postrzeganiu. Ale, ale: miało być o szczęściu! To chyba moment, by pisać o niezwykłych uniesieniach, ekstatycznej błogości i radosnej ekscytacji? Otóż nie. Będzie o zwykłych dwudziestu czerech godzinach i tak zwanej szarej prozie życia. Tak szarej, jaką sami pozwolimy jej się stać.
Pisząc o byciu szczęśliwym nie mam na myśli chwilowego odczuwania euforii, ale stan „przewlekły”, czyli zadowolenie z udanego i wartościowego życia.
Jak to więc jest z tym naszym życiem? Czy jesteśmy nim usatysfakcjonowani, czy też czujemy, że czegoś w nim brak? Czy umiemy się nim cieszyć i dostrzegać jego sens i piękno?

WRESZCZIE: CZY ISTNIEJE RECETA NA BYCIE SZCZĘŚLIWYM CZŁOWIEKIEM?

Chęć bycia szczęśliwym jest głęboko ludzka. Trudno się temu dziwić, nikt nie dąży do odczuwania cierpienia, smutku czy przygnębienia, przynajmniej co do zasady. Niemniej wielu ludzi jako standard przyjmuje poczucie bycia nieszczęśliwym, co ich zdaniem uwarunkowane jest czynnikami zewnętrznymi. Ale tak uczciwie: czy próbują coś zrobić? Zmienić? Zadziałać? Czemu tak wielu osobom nie udaje się odnaleźć szczęścia przez długi czas? Albo nigdy? Powodów jest wiele, choćby tak prozaiczny jak ten, że szczęście to pojęcie subiektywne i dla każdego z nas może oznaczać coś innego. Dla jednego będą to pełne fajerwerków i adrenaliny przeżycia, dla drugiego satysfakcjonująca praca, dla trzeciego bliskość kochającego człowieka, a dla czwartego ogólne poczucie dobrostanu.

STAWIANIE SZCZĘŚCIU WARUNKÓW

Bywa, że człowiek zakłada, że osiągnie szczęście, gdy w jego życiu magicznie dokona się jakaś zmiana, materialna bądź niematerialna. Ciuchy, samochody, meble. Jak już zamieszka w wymarzonym domu, wszystko będzie idealnie, a gdy to następuje, dziwi się, że nie jest. I nie mówimy o ludziach żyjących w biedzie, dla których marzeniem jest posiadanie ciepłego kąta i możliwość regularnych posiłków; te potrzeby są najbardziej podstawową koniecznością. Mówimy o sytuacji, gdy komuś ze stabilną sytuacją finansową do szczęścia brakuje „jeszcze tylko” tej jednej małej/wielkiej rzeczy. Przynajmniej tak mu się wydaje, bo, z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, gdy tę rzecz nabędzie, za jakiś czas poczuje potrzebę nabycia kolejnej. I tak kręcić się będzie wokół „więcej i więcej”, które samo z siebie do niczego nie prowadzi, niczym w bajce o złotej rybce.
Konsumpcjonizm to droga na manowce. Styl życia i otoczenie nie pomagają. Banki kuszą spełnianiem marzeń: „Weź kredyt, pojedź na Malediwy, to takie proste!”, reklamy pokazują rodzinną sielankę po zakupie nowego auta.
W podświadomości tworzy się obraz: kupimy takie, będziemy nim parkować w garażu naszego białego domku okolonego kwiatami, do którego zawsze wpada słońce i wszyscy będziemy piękni, modnie ubrani i uśmiechnięci. A nasz ukochany, kudłaty pies, układając się na białej sofie, nie będzie zostawiał żadnych śladów (w razie czego radosna mama ma proszek). Ściema, ale ściema, która kusi, bo my, ludzie, marzymy o takiej właśnie sielance. Bezproblemowym życiu. Tyle, że tak się nie da.

Kiedy indziej człowiekowi wydaje się, że wszystko się ułoży, gdy spotka partnera, zakocha się, schudnie, wyrzeźbi klatę, wyzdrowieje, wyzdrowieje ktoś mu bliski. I tak, na pewno byłyby to sytuacje, które by go w danym momencie uszczęśliwiły, za które byłby w stanie wiele oddać. Niektóre z tych rzeczy leżą w naszej gestii, wymagają tylko (aż) pracy i wysiłku, i ich osiągnięcie zapewnia ogromną satysfakcję, co samo z siebie znacząco podnosi jakość życia. To właśnie to działanie, o którym pisałam wyżej. Inne nie zależą od nas.
Ileż ja bym dała, żeby nasz synek miał zdrowe nerki! Umiem wyobrazić sobie uczucia, które by mnie ogarnęły, gdyby okazało się, że Albercik nagle wyzdrowiał. Tak samo, jak – przypuszczam – umiem sobie wyobrazić, co by nastąpiło dalej z moim poczuciem szczęścia czy każdej osoby, która doświadczyłaby czegoś wspaniałego, czegoś o czym marzyła, na co czekała. Otóż: po czasie nowa sytuacja by spowszedniała. Prędzej czy później człowiek się oswoi, przyzwyczai, nawet do tego najwspanialszego. I co dalej, jeśli na tym tylko opierał swoje poczucie szczęścia?

Prawdopodobnie, za jakiś czas, może nawet długi, znowu czegoś by mu zabrakło. Być może znów powstałby jakiś warunek. Wielu twierdzi, że tak musi być, że codzienne życie jest szare, zwykłe i smutnawe, po to, by docenić te chwile, gdy na moment wychodzi słońce. Bo gdybyśmy chcieli żyć słonecznie na co dzień, słodycz wyszłaby nam, że użyję eufemizmu, bokiem. Bo szczęśliwym się bywa, a nie jest. Jeśli komuś jest dobrze z takim oglądem świata, to super. Mnie by nie było, bo nie widzę powodu, by nie czuć radości z każdego nowego dnia, co nie znaczy, że żyję w krainie wiecznej szczęśliwości szczerząc się do świata przez różowe okulary. W życiu spotykają mnie przykrości jak każdego innego człowieka, mam zwykłe problemy, mniejsze i większe. Różnica tkwi w tym, że mój codzienny świat jest jasny, jedynie przeplatany ciemnymi barwami, a nie ciemny przeplatany jasnymi. A tego można się nauczyć.  

Inna sprawa jest taka, że często nie doceniamy tego co mamy. Nie zauważamy, nasze „teraz” przecieka nam przez palce. Dopiero w obliczu straty dociera do nas, że tak naprawdę byliśmy szczęśliwi „wtedy”.

Szczęście często jest znacznie bliżej niż nam się wydaje, jednak nie potrafimy albo nie chcemy go dojrzeć, szukając i goniąc za jego wyobrażeniem. Fiksujemy się na czymś, co magicznie ma nas uszczęśliwić, nie dostrzegając tego co mamy pod nosem. Tego co tkwi w nas samych. 

Taka pogoń zazwyczaj ma niewielkie szanse powodzenia.

Przykład z życia bardzo mi bliskiej kobiety: dość długo nie mogła zajść w ciążę. Po jakimś czasie niezaspokojony instynkt macierzyński zaczął doskwierać jej na tyle, że czuła się źle z uciążliwym poczuciem braku i pustki. Mimo, że wszystkie inne dziedziny życia układały jej się wspaniale, w pewnym momencie stwierdziła, że będzie naprawdę szczęśliwa dopiero wówczas, gdy zajdzie w ciążę i zostanie mamą. Postawiła swojemu szczęściu warunek. To był błąd. Trudno walczyć z instynktem, ale po czasie udało jej się wytłumaczyć samej sobie, że wcale nie musi urodzić dzieciaczka, mogą go z mężem zaadoptować. I wtedy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, spadł z niej cały ciężar przygnębienia. Zniknął warunek, znowu poczuła, że może być szczęśliwa żyjąc swoim życiem i ciesząc się tym co ma.
Do adopcji nie doszło, bo wkrótce zaszła w pierwszą ciążę i dziś jest mamą wspaniałej dwójki. Swoją drogą, istnieje teoria, że blokada odpuszcza, gdy my odpuszczamy. Nawet, jeśli jest to pewnego rodzaju uproszczenie, to coś w tym jest…

Jakiś czas temu, z okazji Międzynarodowego Dnia Szczęścia, napisałam na Facebooku:

Szczęście. Im bardziej za nim gonisz, tym szybciej ucieka. Przychodzi po cichutku, gdy zaczynasz zauważać świat wokół siebie i czerpać radość z codziennych, małych przyjemności. 
Gdy z zaangażowaniem robisz to, co naprawdę lubisz i czujesz satysfakcję ze swoich działań.
I gdy możesz dzielić się tym z bliskimi Ci ludźmi.  
Nie stawiaj szczęściu warunków. Po prostu pozwól sobie być szczęśliwym człowiekiem.

Człowieka uszczęśliwia poczucie sensu i celowości jego działań, zmierzających do konstruktywnego i wartościowego celu. Wartościowego dla tego konkretnego człowieka.

Jak więc pozwolić sobie być szczęśliwym człowiekiem?

CZEGO SPRÓBOWAĆ?

  • Robić dobre i pożyteczne rzeczy, wcale nie wielkie i szaleńcze (chociaż czemu nie), choćby drobiazgi, które pozwalają poczuć sprawczość. To może być nawet opieka nad kwiatkiem w doniczce! (pamiętacie Leona Zawodowca? ;))  Dlatego warto lubić swoją pracę, w końcu to ona zajmuje jedną trzecią życia. Podobnie jak warto pielęgnować hobby.
  • Ignorować niekonstruktywną krytykę i ograniczać, a jeśli jest taka możliwość, zrywać toksyczne relacje. Być sobą bez względu na opinię innych.
  • Przebywać wśród bliskich, pozytywnych ludzi. Dawać coś od siebie. Samotność, będąca efektem braku dobrych relacji z innymi, szczęścia nie daje. Przybija.
  • Mieć odwagę spełniania marzeń, które, jak twierdzę, nie spełniają się same, ale niejednokrotnie wymagają naszego wysiłku. Więcej o tym poczytasz TUTAJ.
  • Doceniać wartości takie jak uczciwość, zaufanie, przyjaźń, szacunek, współczucie.
  • Nauczyć się wychodzić ze strefy komfortu, starać się być wytrwałym w działaniach, pokonywać własne słabości, akceptując swoje obawy i lęki. Zrozumieć, że porażki są wpisane w sukces, traktować je jako element działań, z których można wyciągnąć naukę. Doceniać swoje, nawet małe, sukcesy.
  • Nie rozpamiętywać przykrości, nie zamartwiać się na zapas. Pamiętać, że przeszłości zmienić się nie da – ale warto wyciągać z niej wnioski.
  • Rozwijać się, próbować nowych rzeczy, dziwić się i uczyć. Nie bać się pytać. W zmianach dostrzegać szansę.
  • Odpuszczać pewne kwestie, zrezygnować choćby z pobieżnego oceniania innych, patrzenia przez pryzmat stereotypów, niekonstruktywnej krytyki, stawiania na swoim „bo tak”.
    Zauważać człowieka w drugim człowieku.
  • Mniej „musieć”, więcej „chcieć” (przy okazji zajrzyj TUTAJ).
  • Zbliżyć się do natury. Zauważać świat wokół, skupić się na teraźniejszości. Pójść na spacer, pogłaskać psa, popatrzeć na hasające wróble, popływać w jeziorze. Albo chociaż posiedzieć na pomoście (bez smartfona rzecz jasna).
  • Znaleźć czas na przyjemności, celebrować nawet te drobne, jak choćby poranną kawę.
  • Bawić się, śmiać, słuchać ulubionej muzyki i dobrze się wysypiać (wiem, to ostatnie najtrudniejsze ;))
Szczęście często czai się tuż za rogiem.
Trzeba tylko za ten róg zajrzeć.

Na pytanie czy jestem szczęśliwa, bez wahania odpowiem: „Tak”.
Dlaczego? Bo lubię swoje życie,
Byście lubili swoje – tego z całego serducha Wam życzę.
Wasza M.

Foto wyróżniające: xusensru

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *