nigdy się nie poddawaj – inspirowane historią Diany Nyad
To słowa Diany Nyad, która w wieku 64 lat przepłynęła wpław dystans 177 km, w ekstremalnie trudnych warunkach – z Kuby na Florydę – w ciągu 53 godzin. Zrobiła to po ponad 30-letniej przerwie w pływaniu, po kilku nieudanych próbach, wbrew nie dających jej szans ekspertom, za to ze wsparciem grupy przyjaciół i pasjonatów. Jako pływaczka i nurek byłam i jestem absolutnie zafascynowana jej wyczynem.
Jest to przykład ekstremalny, ale jakże pięknie ilustruje nasze życie.
Ile możemy z siebie dać – sobie i innym – na ile nas stać i jak potężny może być nasz umysł.
Ile potrafi nasze ciało, a jednocześnie jak bywamy słabi i bezbronni – a zarazem jak umiemy sobie z tym radzić.
I co może osiągnąć zgrany zespół.
Historię Diany możemy poznać m. in. z autobiograficznej książki „Find a Way” i filmu „Nyad” oraz z reportaży dostępnych na internecie. Nie dziwi, że po swoim wyczynie była i jest zapraszana na wszelakie eventy jako mówca motywacyjny. I nie, wcale nie namawia do szaleńczych wypraw.
Cytat z TED, z 2013r.:
Zobaczcie i posłuchajcie sami:
Powyższy tekst, z niewielkimi zmianami, opublikowałam parę dni temu na Facebooku. Jeden z komentarzy poruszył mnie szczególnie, aż pozwolę go sobie zacytować:
Czytając to z jednej strony czuję podziw i zachwyt, ale niestety na drugim biegunie jest uczucie niemocy, braku energii, poczucie lekkiej porażki i żalu, że nie mam w sobie takiej siły, determinacji, ba… nawet nie wiem jak ogarnąć życie, by nie straciło do reszty kolorów.
Katarzyna natchnęła mnie do komentarza-odpowiedzi w postaci elaboratu, stąd umieszczam resztę tekstu tutaj.
Myślę, że każdego z nas potrafi przygnieść, ba – raz po raz przygniata – szara rzeczywistość dnia świstaka i codzienny kołowrotek. Wtedy ostatnią rzeczą, na którą mamy ochotę, jest zdobywanie Everestu. Nie ma o co się obwiniać, nie jesteśmy robotami, mamy lepsze i gorsze dni. Nasze organizmy same powiedzą, czego chcą (o ile pozwolimy im dojść do głosu). I nie raz będzie to zapotrzebowanie na święty spokój i długi sen. Powiedziałabym, że będzie całkiem często.
Uwaga, depresja
Ważna uwaga: w kwestii obniżenia nastroju, szarości życia, braku sił i poczucia winy z powodu niemocy – chcę wyraźnie podkreślić, że nie mówimy o głębszych problemach związanych m. in. z zaburzeniami depresyjnymi. W takiej sytuacji wskazane jest wsparcie specjalistyczne – czy to w postaci psychoterapii, czy farmakologii lub obu naraz. I nie ma co zgrywać bohaterki/bohaterów, każdemu może się zdarzyć i nie jest ujmą szukanie w tej materii pomocy.
W sytuacji, co do której możemy przewidywać, że jest przejściowa i prędzej czy później sobie z nią poradzimy, dajmy sobie przyzwolenie na brak sił, energii i przygnębienie. Taki czas na naładowanie akumulatorów. Masz prawo czuć się gorzej, masz prawo przystopować, nie musisz zasuwać padając na nos. Kiedyś napisałam, że „świat się od tego nie zawali, a sprawom „na wczoraj” zwisa to jak kilo kitu na agrafce”. Zdecydowanie nadal tak uważam:) (zapraszam TUTAJ)
A ile razy bywa tak, że jednak chciałybyśmy coś zrobić, coś nas korci, pogania, ale powstrzymuje nas magiczna blokada: zmęczenie, wygoda, dzieci, obowiązki: tu wstawcie co tam uważacie za stosowne. Ile razy chciałyście rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady? Ile razy, mimo braku sił (a może właście dlatego), odczuwałyście przymus samotnej, oczyszczającej wyprawy albo przynajmniej weekendowego wyjazdu. No dobrze, chociaż jednodniowego, niech będzie. Miewacie tak? Ja owszem. Pomaga!
A propos: widziałyście„Dziką drogę” z Reese Witherspoon w roli głównej? (Notabene, otrzymała za nią Oscara). Historia, a jakże, na faktach, wszak najlepsze scenariusze pisze samo życie. Ten oparty jest na autobiograficznej książce Cheryl Strayed. Polecam!
Mam w sobie głębokie przekonanie, że gdy już zaczniemy i poświęcimy wreszcie czas i energię swojej pasji, poprawi nam się jakość życia. Myślę przy tym, że dla wielu z nas ten pierwszy krok to naprawdę wysiłek gargantuiczny. Cóż, pozostaje się z tym pogodzić.
I nieważne czy będzie to koszykówka, pływanie, nurkowanie, śpiew, gotowanie, ikebana, taniec, motocykl, góry czy nauka czegoś zupełnie nowego. Ma to być coś, cokolwiek, co sprawia, że w trakcie nie myślisz o niczym innym; to jest warunek konieczny.
Pasja sprawia, że się chce. Resetuje i napędza.
Niestety doba ma tylko 24h, więc żeby ogarnąć dom, pracę, szkołę itd., jako pierwsze wykreślamy nasze hobby. Bo przecież bzdury, fanaberie, egoizm. Niestety, szczególnie w oczach innych, ale często i własnych – i dotyczy to głównie kobiet. Bo bez tego da się żyć.
Oczywiście, że się da. Tylko, że jednocześnie wykreślamy radość poznawania nowości, ekscytację, możliwość doskonalenia się.
Jeśli ktoś tego nie potrzebuje, zapewne będzie mu łatwiej, ale człowiek, który schował swoją pasje i marzenia gdzieś na jakieś kiedyś, będzie tęsknił – i często sam nie będzie wiedział za czym.
Uważam, że dbanie o czas tylko dla siebie nie jest przejawem egoizmu. Pomaga zadbać o swój dobrostan, a tym samym wpływa na bardziej życzliwe postrzeganie codzienności. Musiałam się tego nauczyć. Coś za coś.
Życzę Wam dobrych, epickich dni.
M.
Historia fenomenalna, ale mnie intryguje cos zupelnie innego. Napisałas „jako pływaczka i nurek”. Poza postem o australiskich marzeniach nic o nurkowaniu nie znalazłem, a jestem ciekaw. Płetwy i fajkę na zdjęciu widzę: o ile to ty 🙂 freediving?
Nie, scuba diving. A na zdjęciu snorkeling w Albanii (tak, to ja:))
Nadrobię, napiszę, oczywiście; dzięki za komentarz:)