Człowieku, bądź dla siebie dobry! SIEBIE masz tylko jednego.
Takim słowy powitałam któregoś niedzielnego poranka moją rodzinkę. Ściśle rzecz biorąc powitał ją napis na naszej kuchennej tablicy, jak już wiedzą ci z Was, którzy odwiedzają mnie na Facebooku.
Stwierdzenie niby oczywiste. Czemu „niby”? Bo gdyby było oczywiste, to byśmy się do niego stosowali. I śmiem twierdzić – byli szczęśliwsi.
Na czym to bycie dobrym dla samego siebie miałoby polegać?
Na siebie-słuchaniu i szacunku do samego siebie.
Tu z całą mocą podkreślę, aby nie mylić dbania o siebie z egoizmem. Ten tekst nie jest dla egoisty, on nie jest dla siebie dobry. On jest jedyny i najważniejszy. Człowiek pogodzony ze sobą i dobry dla siebie ma mnóstwo miejsca w sercu, by być dobrym dla innych. Emanuje pozytywną energią. To zupełnie co innego niż pomoc niesiona bliźnim z przymusu, obowiązku czy z powodu takich a nie innych narzuconych odgórnie oczekiwań.
***
Co do zasady człowiek nie mówi drugiemu, że ten:
– jest brzydki / obrzydliwy / za gruby / za chudy,
– ma za małe cycki / krzywe zęby / cienkie włosy / gruby tyłek,
– jest głupi / beznadziejny / do bani,
– do niczego się nie nadaje / jest zerem,
– nic nie umie / i tak niczego już się nie nauczy,
– (…)
I okrasza to bezpośrednim „nie lubię cię” czy też bez ogródek „nienawidzę cię”.
Jeżeli ktoś tak myśli o sobie samym, czas najwyższy to zmienić. Może zacząć od potraktowania siebie jak kogoś obcego, wobec kogo nie wypada? Żart? Niezupełnie. Nikogo nie namawiam do oszukiwania siebie, ale do pracy nad samoakceptacją. Do polubienia siebie.
Swojego charakteru, temperamentu, swojego ciała.
Rzecz nie w tym, aby zaakceptować wszelkie swoje mankamenty. Spróbujmy jednak pogodzić się z faktem, że one istnieją i – jeśli mamy taką możliwość – zlikwidujmy je lub przekujmy w zalety. Róbmy to w zgodzie ze sobą.
Bo bycie DOBRYM DLA SAMEGO SIEBIE z mojego punktu widzenia oznacza zadbanie o siebie, o potrzeby swojego ciała i ducha właśnie w zgodzie ze sobą samym.
Proste?
Wprost przeciwnie, trudne jak diabli. Dlaczego..?
Z różnych względów.
Jednym z tych względów są cudze oczekiwania.
NIE MUSISZ SPEŁNIAĆ CUDZYCH OCZEKIWAŃ
Skąd pomysł, że wszystkie kobiety powinny nosić rozmiar 36? I mieć duże usta? I piersi? Czemu wciskamy się w niewygodne rurki, by sezon później chodzić w workowatych mom jeansach? Na plaży wypada prezentować elegancki sześciopak, bynajmniej nie piwa, podczas, gdy kobitki przez lata omijały siłownię, bo wyrzeźbione ciało było zaklepane dla mężczyzn.
Oczywiście, to moda. A moda potrafi założyć łańcuchy i skuć kajdanami. Super, gdy modny jest zdrowy tryb życia. Cudownie, gdy człowiek potrafi sięgnąć po to co najlepsze, odsiać ziarno od plew, czerpać pomysły, inspirować się i przy tym wciąż być sobą. Nie ulegać bezmyślnie, że „wszyscy”, „bo wypada”, „bo tak się nosi” i po prostu „musisz”. Bo przecież jesteśmy zalewani informacjami, reklamami, zdjęciami instagramowych piękności, cudownych dziewczyn i chłopaków z okładek kolorowych magazynów i billboardami z wizerunkami ludzi wyglądającymi jak milion dolarów.
Nie oszukujmy się, nie wszystkie wyglądamy dobrze w dziurawych rurkach. Ale ta sama laska, która nie wygląda w nich dobrze, będzie cudnie wyglądała w kwiecistej spódnicy. Nie jest fajnie, gdy tracimy własne cechy, rysy, by upodobnić się do tej, która akurat jest na topie – bo świat tego oczekuje. Swoją drogą popatrzcie czasami na zdjęcia „przed” Photoshopem i „po”, nieraz aż ciężko uwierzyć. Jedną rzeczą jest odpowiednie ustawienie się do zdjęcia, a zupełnie inną obcięcie dłoni podczas zwężania talii;)
Piegi są niemodne? Spokojnie, za rok wszystkie będą opalać się przed sitko. Pupa musi być płaska? Nie zdążyłaś się obejrzeć, a w sklepach są spodnie apetycznie powiększające pośladki.
Moda jest świetna. O ile ma urozmaicić życie, a nie je zastąpić. Nie dajmy się zwariować.
Kiedyś wpadłam w taką pułapkę. Pod koniec liceum i przez pierwsze lata studiów pracowałam jako modelka. Świat się otwierał, nowi ludzie, wspaniałe ciuchy, zastrzyk gotówki. I 50 kg przy 171 cm wzrostu. Dla niektórych dziewczyn nie było to problemem, dla mnie, sportsmenki, taka waga oznaczała przysłowiową sałatę i kompletny brak sił na treningach. Wciąż dobijałam do 52 kg i mimo, że mieściłam się w centymetrach, te nieszczęsne 2 kg musiałam zbijać. Wtedy uważałam, że warto, nikt z bliskich nie był w stanie mi przetłumaczyć, że zwyczajnie mam niedowagę. Przecież wybierano mnie na pokazy, bo byłam chuda! Tego ode mnie oczekiwano, a ja temu ulegałam. I myślę, że wiele dziewczyn się na to nabiera. Dziś wiem, że fundowałam organizmowi niezłą jazdę. Dorobiłam się zaburzeń odżywiania, a jakże. I nigdy z nich tak do końca nie wyszłam, ale to już odrębny temat.
***
Od kobiety oczekuje się przede wszystkim, że będzie żoną i matką. Gdy kobieta ta zechce skupić się na karierze zawodowej, nie zawsze znajdzie poklask. Albo będzie stawała na głowie, by połączyć wszystkie role i padała na nos, albo z czegoś zrezygnuje. Zazwyczaj rezygnujemy z własnego hobby, gdzieśtam wlecze się toto nędznie na szarym końcu, aż wreszcie o nim zapominamy. Niech jednak taka kobieta odważy się zrezygnować świadomie z macierzyństwa! Nie, nie dlatego, że nie znalazła odpowiedniego faceta. Dlatego, że nie czuje takiej potrzeby. Nie chce mieć dzieci i już. Może ich nie lubi, może wprost przeciwnie, uwielbia i jest cudowną ciocią. I to jej wystarcza. Naraża się na społeczny ostracyzm. Jak ona śmie? Jak może? Rolą kobiety jest rodzić dzieci, niejeden zagrzmi. To przepraszam bardzo, kobiety, które nie mogą mieć dzieci ze względów zdrowotnych powinny iść na odstrzał? Hola, hola! Kobieto, nie daj się wrobić. Jedna z nas czuje, że jej powołaniem jest gromadka brzdąców i urodzi ich ośmioro, druga zaś nie widzi się w roli mamy wcale. I dobrze, niech każda zostanie w swoich butach.
***
Nierzadko zdarza się, że rodzice, dla dobra i szczęścia swych dzieci, próbują ułożyć im życie. Przelewają na nie swoje marzenia i tęsknoty, zazwyczaj te niespełnione. Ktoś marzył, że będzie lekarzem, może prawnikiem, z jakiegoś powodu nie wyszło. Nic straconego! Zuzia pójdzie na medycynę, a Kajtek na prawo. Super pomysł. I szacunek zdobędą, i zarabiać będą dobrze. Nic to, że Zuzia świata nie widzi poza muzyką, a Kajtek z klocków uparcie buduje modele związków chemicznych. Przejdzie im, mali są. Lata mijają, jakoś nie przechodzi. Zuzia śpiewa w jakiejś kapeli garażowej, straszna sprawa, jak ta dziewczyna wygląda… Głos ma, owszem, ale śpiewać może zawsze, po pracy, nikt jej nie zabroni. Z muzyki nie wyżyje, musiałaby zostać gwiazdą. (Tu zapytam: niby dlaczego miałaby nią nie zostać?) Więc chodzi biedna Zuzia na korepetycje, bo cyrkon ku rozpaczy brata z cyrkonią myli i upiera się, że śledzionę ma po prawej stronie. Wkurzona mówi, że Kajtek sam powinien na medycynę zasuwać, ale jemu to ani w głowie. On widzi się w laboratorium, będzie badał peptydy. Zostanie wielkim naukowcem i odkryje lek na raka. Co za bzdury… Zamiast głupot ma zakuwać historię. Nudne, ale zapamiętuje, co ma zapamiętać, piątki zbiera, rodzice się cieszą, będzie z niego świetny prawnik. Adwokat może, umie łączyć fakty, wyciągać wnioski…
Ile dzieci musi chodzić na balet, na karate, do szkoły muzycznej, na kółko teatralne, grać w tenisa, bo rodzice nie mogli? Bo nie mieli możliwości? Albo sobie nie poradzili? Ile razy ktoś wyśmiewa hobby dziecka, małżonka, dziadka? Bo głupie, bez sensu, bezwartościowe. Nie wpadnie taki ktoś na genialną myśl, że to nie dla niego ma być fajne, nie jemu ma sprawiać frajdę. I nie musi być modne i na fali. Nie każdy musi chodzić na tango i grać w squasha, bo to ładnie brzmi. Może haftować makatki. Żyjemy w cudownych czasach, gdzie naprawdę można się realizować, sprawdzać, smakować. Od kryptobotaniki, przez zbieranie zdechłych jaszczurek, po geocaching (polecam!) i cosplay. I nikomu nic do tego. To Tobie ma być z tym dobrze, Ty masz się dobrze czuć w tym co robisz. Czy to zawodowo, czy amatorsko.
Bo jeśli wleziesz w te cudze buty, to prędzej czy później będziesz cierpieć.
WYPROWADŹ CZŁOWIEKA NA SPACER
DOBRZE SIĘ WYŚPIJ
JEDZ Z OTWARTYMI OCZAMI
Przejdźmy z ducha na ciało. Moje pierwsze skojarzenie: stare dobre „w zdrowym ciele zdrowy duch”. Genialne w swej prostocie.
Spójrzmy na naszego człowieka holistycznie. Jesteśmy całością, jednym organizmem, który, by funkcjonować prawidłowo potrzebuje równowagi.
Tak więc ten człowiek:
– powinien się ruszać,
– powinien dobrze się odżywiać,
– powinien smacznie się wysypiać.
Jasne, wszyscy to wiemy. A jak idzie realizacja?
Ruch dla zdrowia, dla urody, dobrej kondycji. Podobno wystarczy magiczne 30*3*130 (3 razt w tygodniu po 30 minut przy tętnie 130 uderzeń na minutę). Niby niewiele, ale gdy mijają tygodnie za biurkiem, nagle okazuje się, że zabrakło czasu na jedną małą godzinkę treningu. Więc chociaż nie za wiele, ale regularnie. Doceńmy przy okazji spacery: nie dość, że ruch, to świeże powietrze, dzięki któremu się dotlenimy.
Ruch to naprawdę magiczna recepta na wałeczki na brzuchu, zgrabną, sprężystą sylwetkę czy też problemy z krążeniem i bolący kręgosłup. Oraz oczywiście na dobry nastrój.
Jedzenie. Dlaczego jemy? Bo nam smakuje, bo dobre. Bo jesteśmy głodni. Oczywiście, ale nie taka jest przecież funkcja najważniejsza. My mamy zapewnić sobie energię, sobie, czyli naszemu mózgowi i każdej komórce ciała.
Odżywiajmy się więc, a nie wrzucajmy do pieca śmieci. Efekt? Znowu piękna sylwetka, chęć do życia, siła. Uwielbiam słodycze, niestety. A gdy przesadzę, myślę sobie, że przecież do samochodu jeżdżącego na olej nie wleję benzyny. Po co więc wsypuję w siebie cukier..? Nie potrzebuje go. Do tego tematu jeszcze wrócę, bo to istna rzeka…
Wreszcie sen. Dobry, mocy, głęboki. Taki, który zapewni energię na następny, piękny dzień. Oj, bywa z tym ciężko. A to chore dziecko, a to pomoc w lekcjach na ostatnią minutę, a to zaległa praca… A jak nic, to po prostu pełnia (też tak macie? że księżyc spać nie daje?)
Na dobry sen też są sposoby: po pierwsze, nie kłaść się za późno. Ja mam tak, że gdy przejdzie mi kryzys, mogę siedzieć niemal do rana. Idealnie jest, gdy idę spać koło 23-tej, co niestety rzadko się zdarza.
Po drugie: wietrzenie. Jestem zmarzlakiem, więc świeże, rześkie powietrze w sypialni dodatkowo mnie zachęca, by zakopać się po kołdrą:)
I po trzecie, eliminacja chyba najgorszego grzechu utrudniającego zasypianie; pożegnanie ze smartfonem. Jego zdradzieckie działanie na sen zna chyba większość z nas.
Bądźmy dobrzy dla naszego człowieka,
a on odwdzięczy się tym samym 😉
PS. Tak tylko jeszcze wtrącę: imprezy to imprezy, czasem trzeba zaszaleć. Wtedy powyższe prawa nie działają. Tzn. działają, o czym dobitnie świadczy kac… ;P

Kochani,
podsumuję swoim starym postem z Facebooka, dla tych Was, którzy z niego nie korzystają (albo może przeoczyli, zapomnieli – co kto woli):
Uśmiechnij się, gdy spojrzysz na siebie w lustrze.
Pomyśl, jaka jesteś wyjątkowa.
Tak, przecież nie ma drugiej Ciebie:) Jesteś jedyną taką osobą na całym świecie!
Uświadom to sobie.
Nie podobasz się sobie? Bo oponka na brzuchu, wystające obojczyki, za dużo piegów. Przyjrzyj się, na pewno coś ładnego znajdziesz:)
Może piękne oczy, zgrabny nos, długie nogi…
Nic? Nie wierzę:) Spróbuj, wyluzuj. Bądź dla siebie dobra.
Nie musisz być idealna, przecież ideałów nie ma. Gdyby były, świat byłby nudny.
Więc..? Zrób coś dla samej siebie. Coś miłego.
Wykonaj ten pierwszy krok. I bądź wdzięczna za to co masz:)
#kredowemyśli
Wasza Masza