Jaś naprawia świat
Księga bajek najnowszych, t. 2
I zadziało się tak, że moje pierwsze, prawdziwe, drukowane literki przypadły na literaturę dziecięcą ❤️
W księgarniach dostępna jest, wydana nakładem wydawnictwa BORGIS, antologia pt. „Księga bajek najnowszych, t.2”, a w niej moja bajka „Jaś naprawia świat”.
Małe, a cieszę się jak dziecko.
W antologii znajdziecie piękne, ciepłe bajki współczesnych Autorów, różniące się stylem i kolorytem. Łączy je jedno – wyobraźnia.
Pozwolę sobie przytoczyć opis pochodzący od Wydawcy:
Drugi tom Księgi bajek najnowszych to kolejna odsłona antologii, która prezentuje różnorodne historie dedykowane najmłodszym Czytelnikom. Niezwykłe opowieści, krótsze i dłuższe, wierszowane i pisane prozą, przeniosą najmłodszych w magiczny świat wyobraźni. W tych historiach każde dziecko znajdzie coś dla siebie, niezależnie od wieku. Księga bajek najnowszych to lektura nie tylko przyjemna, ale i pożyteczna. Ukazuje takie wartości, jak: przyjaźń, szacunek, empatia oraz w przystępny i humorystyczny sposób przekazuje wiedzę m.in. o zwierzętach, planetach, polskich miastach. To idealna propozycja do wspólnej lektury dla rodzica i dziecka. Przecież nic tak nie buduje więzi, jak wspólne czytanie.
Książkę kupicie m. in tu:
BORGIS
EMPIK
Lubimy Czytać
Świat Książki
Poniżej małe co nieco – moja bajka w dwóch wersjach: do posłuchania i do poczytania.
Ilustracja autorstwa naszej córki, Tosi.
Bajka „Jaś naprawia świat” w wersji audio.
Czyta autorka:)
"Jaś naprawia świat" Jaś siedział na łóżku i wpatrywał się w okno. Od tego siedzenia zdrętwiały mu nogi, ale nie miał siły ani ochoty zmieniać pozycji. Był smutny, zupełnie jak pogoda za szybą. Padało i padało, i zupełnie nie chciało przestać. Nie był to wieczorny, niosący orzeźwienie letni deszczyk, tylko bura, jesienna słota. Krople spływające po szybie wyglądały jak ogromne łzy i Jaś pomyślał, że świat go rozumie. Niebo płakało tak, jak on sam chciałby się teraz rozpłakać. Ale nie, nie zrobi tego, nie chce sprawić przykrości mamie. Jaś przecież widzi, że jest zmęczona i zapracowana. Przełknął łzy. Nie pomogło, mama zauważyła, że synka coś martwi. Bez słowa usiadła na skraju łóżka i spojrzała na Jasia z miłością. Spuścił głowę i pociągnął nosem. ‒ Mamo, czy ja jestem brzydki…? – zapytał cicho. ‒ Oczywiście, że nie! Skąd ci to przyszło do głowy? ‒ Mama poczuła ukłucie niepokoju. ‒ Bo ta dziewczynka, co tu obok mieszka, tak powiedziała. Powiedziała: Ojej, ale on brzydki! I jeszcze dodała „fuj!” ‒ Jasiowi zaczęła trząść się bródka. Mama westchnęła. Spodziewała się, że kiedyś będą musieli na ten temat porozmawiać, ale miała nadzieję, że to kiedyś jest jeszcze hen, hen daleko. Ech, tak jakby udawanie, że nie ma problemu, mogło go magicznie rozwiązać. Mama doskonale zdawała sobie sprawę, że to tak nie działa. Wiedziała, że problem odsuwany w nieskończoność urośnie jak wielki, bolesny bąbel, który pewnego dnia pęknie i wcale nie będzie to przyjemne. Wstała, przykryła śpiące rodzeństwo Jasia i z ciężkim westchnieniem usiadła z powrotem. ‒ Synku... To nie jest takie proste ‒ zaczęła. ‒ Różnimy się od naszych sąsiadów. Jesteśmy inni. Niektórym to przeszkadza. Jaś podniósł oczy ze zdziwieniem. ‒ Ale dlaczego? – spytał. ‒ Ludzie czasem sami nie wiedzą. Po prostu nas nie lubią ‒ wyjaśniła mama. ‒ Tak na wszelki wypadek. Wiesz... – zawahała się ‒ oni się nas boją. ‒ Boją się? Nas…? Dlaczego?! ‒ Czasem ludzie boją się tego, czego nie znają. Tylko że zamiast nas poznać, wielu z nich wolałoby, żebyśmy zniknęli im z oczu. Więc znikamy, ukrywamy się. To przykre, wiem, ale nauczyliśmy się z tym żyć. ‒ A w czym im przeszkadzamy? Przecież nie zrobiliśmy im żadnej krzywdy. To bez sensu! Głupie i niesprawiedliwe! ‒ mały aż się uniósł. ‒ Ciii… ‒ mama delikatnie go uciszyła, nie chcąc, by obudził śpiące maluchy. ‒ Masz rację syneczku, też tak uważam. ‒ Odwróciła się, słysząc za sobą jakiś szelest. ‒ O, tata! – Jaś ucieszył się na widok wchodzącego ojca. ‒ Cześć kochani, słyszę, że prowadzicie poważną rozmowę. Nie przeszkadzam, wyskoczę po coś na kolację – przywitał się tata. ‒ Idź, oczywiście – mama zwróciła się do męża. – Uważaj na siebie – dodała z czułością w głosie. ‒ Nie martw się, poradzę sobie – uśmiechnął się. ‒ A ty młody bądź ponad to. Wiem, łatwo mówić, ale cóż… Chcą, niech gadają. Zignoruj to, ale miej zawsze oczy dookoła głowy. Ważne, że mamy siebie. Jaś pokiwał głową. Tatuś wie, co mówi. Nie minęło pięć minut, gdy usłyszeli krzyk, łomot, po czym zdyszany tata wpadł do domu. Zatrzymał się gwałtownie i zastygł w bezruchu. Czujnie rozglądał się dookoła. ‒ Co się stało? ‒ zaniepokojona mama wyjrzała zza drzwi. ‒ Uciekałeś? ‒ bardziej stwierdziła niż pytała. ‒ Dlaczego uciekałeś? Bawiłeś się w berka? ‒ Jaś był przekonany, że sam sobie odpowiedział. Tata już, już chciał przytaknąć, ale uznał, że nie powinien. ‒ Nie, synku, nie bawiłem się w berka – odpowiedział poważnym tonem. ‒ Uciekałem, bo ktoś mnie gonił. Jaś poczuł strach. Czemu ktoś goni jego tatę i to wcale nie jest zabawa? Poczuł się bezradny, jakby nagle przygniótł go jakiś straszny ciężar. ‒ Nie rozumiem... ‒ wyszeptał. Tata pogłaskał go po głowie. ‒ Jest tak, jak mówiła mama. Ludzie się nas boją. Nie wszyscy rzecz jasna, ale wielu. Dla własnego bezpieczeństwa chowamy się przed nimi, więc nie mają okazji nas bliżej poznać, a ich podsycany wyobraźnią strach rośnie. I błędne koło się kręci. Oczywiście, że nie mają powodu do obaw. Nawet nie zdają sobie sprawy, jak bardzo jesteśmy im potrzebni. Owszem, mamy paru niezbyt miłych kuzynów, ale tak się przecież zdarza w niejednej rodzinie. My moglibyśmy żyć z ludźmi w przyjaźni. Tylko że nikt nie wie, jak im to wyjaśnić. Jaś zmarszczył brwi. Naprawdę nikt nie wie? No to zaraz się dowie. Bo Jaś wiedział, co trzeba zrobić, a przynajmniej tak mu się wydawało. Bez chwili wahania podjął decyzję. ‒ Ja im wszystko wytłumaczę ‒ oświadczył. Ledwo rodzice zrozumieli, co planuje, czmychnął na zewnątrz. ‒ Biegnij za nim! ‒ krzyknęła mama. ‒ Może nie zwrócą na niego uwagi? Jest mały… – tata wyraził nadzieję, po czym dodał: ‒ Lecę. Zaraz go przyprowadzę. ‒ Wróćcie szybko... – szepnęła mama i zerknęła na śpiące maluszki. Tata dał jej całusa i pobiegł szukać synka. Tymczasem Jaś zbliżył się do jasnowłosej dziewczynki, która rano była dla niego taka niemiła. Nie zauważyła go. Siedziała na dywanie i bawiła się kłębkami kolorowej wełny, które babcia wcześniej ułożyła w koszyczku. Jaś chciał przebiec między dużym czerwonym i tym mniejszym, żółtym, gdy nagle zaplątał się w leżące na podłodze zielone, miękkie farfocle. Przerażony, owinięty włóczką, poturlał się wprost pod nogi dziewczynki. Rozległ się jej wrzask: ‒ Aaa! Babciuuuuuu! Ratunku! – Mała, uciekając przed zielonym kłębuszkiem, wskoczyła na krzesło. ‒ Co się dzieje? Kasieńko, nic ci nie jest? ‒ Zdenerwowana babcia pospieszyła wnuczce na pomoc. ‒ O tam, tam! ‒ Dziewczynka wskazywała palcem na podłogę. Schowany w kącie tata szykował się do biegu, by odciągnąć babci uwagę, ale ku jego zdumieniu okazało się, że nie ma takiej potrzeby. Babcia uklękła. Poprawiła okulary i, przyglądając się zielonemu kłębkowi, zobaczyła wielkie, przestraszone oczy Jasia. ‒ Maluszku, zaplątałeś się. ‒ Uśmiechnęła się. ‒ Nie bój się, odwinę cię. I zmykaj, nie jesteś tu bezpieczny. ‒ Babciu, on chciał mnie ugryźć! Nie wypuszczaj go! – Spanikowana dziewczynka wciąż stała na krześle. Babcia podeszła, zdjęła ją i posadziła sobie na kolanach. Jaś nie uciekł. Stał jak wryty. ‒ Mylisz się, kochanie. Nie wiem, czego chciał, ale na pewno nie miał zamiaru cię gryźć. On i jego rodzina chronią nas przed różnymi groźnymi chorobami. Likwidują mnóstwo insektów, takich jak komary czy muchy, i oczyszczają środowisko, gromadząc toksyny, czyli substancje dla nas bardzo niebezpieczne. Nas atakują tylko wtedy, gdy się bronią, to naturalny odruch. ‒ Naprawdę? ‒ Spokojniejsza, chociaż wciąż nieufna, Kasia przyglądała się Jasiowi z wysokości babcinych kolan. ‒ Właściwie nie jest taki straszny ‒ stwierdziła. ‒ Nie jest – uśmiechnęła się babcia. – Tylko twoja wyobraźnia sprawia, że taki ci się wydawał. Tak naprawdę nie ma się czego bać. Spójrz na niego inaczej: to mała, delikatna istotka, którą człowiek, nawet taki mały jak ty, może z łatwością skrzywdzić. Kasia lekko się skrzywiła. ‒ Na pewno nic mi nie zrobi? – upewniła się. ‒ Na pewno. – Babcia pokiwała głową. – Zastanów się, dlaczego go nie lubisz. Bo jeśli za to, jak wygląda, to bardzo niesprawiedliwe. Kasia zmarszczyła brewki i spojrzała na babcię. Przeniosła wzrok na Jasia, po czym zsunęła się z bezpiecznego schronienia, na wszelki wypadek trzymając babcię za kolano. ‒ Będę musiała się przyzwyczaić – oświadczyła poważnie. Na jej buzi pojawił się uśmiech. Jaś nie wiedział, co go czeka. Co robić? Uciekać? Może zdąży... Tymczasem dziewczynka lekko się pochyliła. Jaś zamknął oczy. To koniec… Nagle usłyszał słodki głosik: ‒ Witaj w domu, pajączku. Jestem Kasia. *** Autorka: Marta Domagało