Zapewne kojarzycie taką formułkę z amerykańskich filmów akcji? Obowiązek jej wypowiedzenia przez policjanta w momencie aresztowania został wprowadzony w 1966r., po bezprecedensowym wyroku w procesie niejakiego Ernesto Mirandy, oskarżonego trzy lata wcześniej o porwanie i gwałt. Sąd Najwyższy USA uznał, że nie zostaną wzięte po uwagę zeznania oskarżonego, ponieważ ten nie dysponował wiedzą na temat swoich praw i nie miał pojęcia, że może milczeć, by nie pogrążyć samego siebie. Ponadto został pozbawiony prawa do obrony, nie wiedząc, że może korzystać usług adwokata. Nie zmieniło to co prawda faktu, że z czasem został skazany na podstawie innych dowodów, ale dało początek słynnej na świat formule informującej o prawach zatrzymanego, tzw. prawach Mirandy:

  1. Masz prawo zachować milczenie.
  2. Wszystko, co powiesz, może zostać użyte przeciwko tobie w sądzie.
  3. Masz prawo do adwokata teraz i podczas przyszłych przesłuchań.
  4. Jeśli nie stać cię na adwokata, zostanie ci wyznaczony adwokat z urzędu.

Tyle tytułem wstępu. Nie będzie to jednak, wbrew skojarzeniom, tekst prawniczy.

W dobie Internetu, będącego dobrem powszechnie dostępnym, publicznie wypowiadać się może każdy. O wszystkim, wszędzie, przez całą dobę, łatwo, przyjemnie i tym odważnej, im bardziej anonimowo. Niestety nie każdy bierze odpowiedzialność za swoje słowa, a poziom niektórych dyskusji wypala źrenice. Pomijam internetowych trolli czy nałogowych hejterów, bo ci zazwyczaj mają jakiś problem ze sobą i swoimi emocjami. Skupię się na zwykłej, codziennej wymianie myśli, którą każdy na nas ma możliwość śledzić lub w niej uczestniczyć, a w której niestety jad także potrafi lać się strumieniami.

Cokolwiek zostanie powiedziane, znajdzie zwolenników i przeciwników.

Clou programu. Tym samym chciałabym podkreślić, że bez względu na Twoje zdanie na jakikolwiek temat, znajdą się ludzie, którzy Ci przyklasną i tacy, którzy Twoje słowa skrytykują. Oraz większość, która nie zareaguje, nawet jeśli ma wyrobioną opinię. To zupełnie zdrowa, normalna reakcja (i jej brak), i tak powinna wyglądać dyskusja. Po to się rozmawia, żeby każdy miał szansę wypowiedzieć swoje zdanie, a nie żeby lizać się po czymś tam. To popycha świat do przodu. Chyba, że komuś zależy na kółku wzajemnej adoracji. Mniej sympatycznie robi się wtedy, gdy odbiorcy nie komentują Twoich słów, tylko Ciebie jako osobę. Jakaś rada? Wzruszyć ramionami i zignorować. Skasować komentarz. Że wolność słowa? Owszem, tylko że wolność wypowiadającego się kończy się tam, gdzie zaczyna Twoja. Jeśli ktoś zaczyna obrzucać Cię błotem na Twoim profilu, to go wyproś, dokładnie tak, jakbyś zrobił to z chamowatym gościem w Twoim domu.

Każdą wypowiedź można zmanipulować.

Tu prym wiodą politycy i media. Dawno, dawno temu, gdy zdobywałam szlify w „Gazecie Pomorskiej” próbując znaleźć wymarzony zawód, uczono nas, gówniarzy, że dobry dziennikarz to dziennikarz niezależny. Taki, który umie oddzielić fakty od poglądów i opinii. Wciąż jest wielu takich dziennikarzy i ku mojej radości dołącza do nich młoda kadra, ale powiedzmy sobie szczerze: dziś, po przeczytaniu fragmentu prasowego artykułu, jesteśmy w stanie ocenić jakiej opcji politycznej czy światopoglądowej sprzyja redaktor i w ten sposób dojść do pisma, które reprezentuje. Celowo czytam pisma z obu stron politycznej barykady i naprawdę nieraz mam ubaw, jak można przedstawić tę samą wypowiedź lub to samo zdarzenie, mając na celowniku osiągnięcie konkretnego efektu. Propaganda aż kłuje w oczy.
Hitem ostatnich dni była dla mnie była radosna grafika prezesa TVP, podsumowująca oglądalność kanałów telewizyjnych w dniu protestu pozostałych mediów (#mediabezwyboru). Aż zacytuję: Uwielbiam takie wykresy. TVP1 wymiata. Reszta się nie liczy. Dziękuję. Jesteśmy razem.
Gdyby kogoś ominęła informacja: pozostałe stacje tego dnia nie nadawały.

Tę samą wypowiedź można różnie zinterpretować.

Zarówno świadomie i celowo (wówczas kłania się manipulacja), jak i bez żadnych złych intencji; po prostu słyszymy te same słowa, w tym samym języku, a odbieramy i rozumiemy je inaczej. Wpływa na to wiele czynników: jasność wypowiedzi, a raczej jej brak, rozbieżne style komunikacji nadawcy i odbiorcy, skrótowość, brak otoczki niewerbalnej. Ideałem jest, gdy strony otwarcie konfrontują się w rozmowie i wyjaśniają sobie ewentualne nieścisłości lub wskazują drugiej, że medal ma dwie strony.
Z przykrością jednak stwierdzam, że coraz częściej można się spotkać z sytuacją, że zamiast najpierw zwrócić się bezpośrednio do osoby wypowiadającej się, czytający wrzuca jej wypowiedź w internety i komentuje bądź krytykuje publicznie. Zaznaczę, że mówię o osobach prywatnych; osoby publiczne, wypowiadające się na forum, powinny zdawać sobie sprawę, że ich słowa nie wpadają w próżnię. Warto mieć to na uwadze, żeby potem nie trzeba było się tłumaczyć, że konto na Twitterze znowu zostało zhakowane i że tak naprawdę to była wypowiedź cyber-ludzików.
O ile interpretacja słów pojedynczych osób może jakąś tam burę mniejszą czy większą wywołać, o tyle w sprawach dotyczących interpretacji niejasno skonstruowanych przepisów prawa robi się mniej zabawnie. Siłą rzeczy i zawodu siedzę głównie w kwestiach podatkowych, i śmiało mogę zdradzić tajemnicę Poliszynela. Jest strasznie. Przepis powinien być klarowny, a jego zastosowanie winno nie budzić wątpliwości oraz nie rodzić dociekań co też autor miał na myśli.

Ta sama wypowiedź w ustach różnych ludzi zostanie odebrana inaczej.

Mogą na to wpłynąć takie kwestie jak wiek osoby wypowiadającej się, jej status społeczny, wykształcenie, zawód, wygląd, to czy jest lubiana, czy nie, poglądy polityczne, orientacja, wyznanie, a nawet to, na ile sprawnie posługuje się językiem, w którym się wypowiada. Ludzie oceniają, wbrew temu co deklarują, czyli twierdząc: nie oceniaj po okładce i nie szata zdobi człowieka. Prawda jest taka, że większość jak cię widzi, tak cię pisze.
Jeśli papież powie, że wierzy, iż ludzie z natury są dobrzy, co do zasady nikt nie będzie tych słów próbował podważać. Jeśli powie to nastolatka – ależ on jest infantylna, jeszcze wyrośnie dziewczyna z tej naiwności. Śledczy z wydziału zabójstw – kpi czy o drogę pyta?
Inny przykład: ostatnio rzuciły mi się w oczy grafiki z cytatami wypowiedzi znanych postaci świata kina. Byli tam m.in. Richard Gere, Keanu Reeves i Meryl Streep. Rodzi mi się pytanie: czy jeśli tak samo ciekawe przemyślenie wypowie głośno, znany li i jedynie z wzorów formularzy i skrzynek pocztowych, Jan Nowak, zostanie potraktowany tak samo poważnie? Śmiem wątpić.

Gówno wpadło w wentylator.

Słowami można obrzucić człowieka jak łajnem. I normą jest, że odbiorcom zapada w pamięć nie późniejsze sprostowanie, ale pierwotny tekst. Tak dzieje się z fake newsami. Historia powtórzona kilka razy staje się prawdą, nikogo nie obchodzą późniejsze wyjaśnienia czy przeprosiny. Może tych nielicznych, którzy lubią szukać źródła. Ja akurat lubię, takie skrzywienie.
Z zafascynowaniem przeczytałam niedawno książkę Toma Phillipsa „Prawda. Krótka historia wciskania kitu”. Podróż przez wieki po bzdurach, bredniach, kłamstwach, kłamstewkach i półprawdach. Kto jest od nich wolny, niech pierwszy rzuci kamień. Polecam.
Wniosek? Guano się przyklei, człowiek z wierzchu je zmyje, ale smród pozostanie.

Wypowiedź wyrwana z kontekstu może zmienić znaczenie o 180 stopni.

Genialnym przykładem – na dodatek zahaczającym o kwestie manipulacji i wentylatora – jest wypowiedź Billa Gatesa z konferencji TED2010, która krąży po necie jako dowód, że Gates chce szczepionek celem depopulacji ludzkości. Posłuchajcie tych słów bez emocji: mowa jest o obniżeniu wzrostu poziomu populacji, a nie obniżeniu poziomu populacji. Małe słówko, a zmienia znaczenie. Znów zachęcam do zerknięcia do źródła, możecie to zrobić tutaj; poniżej wklejam od przedmiotowego fragmentu, uczulam jednak, że poprzestanie na fragmencie to też wyrwanie z kontekstu:)

Czy to wszystko oznacza, że lepiej się nie wypowiadać publicznie, bo może to zostać źle odebrane /skrytykowane / przekręcone / tu wstaw na co masz ochotę? Ależ skąd. To oznacza dokładnie tyle, że warto o tym pamiętać. I się tym nie przejmować, bo nigdy nie dogodzi się wszystkim. Zresztą czy o dogadzanie chodzi?
Oczywiście wiele zależy od tego na jaki temat się wypowiadamy i jaki charakter ma nasze wystąpienie. Logiczne jest, że inna będzie reakcja czytelników na stwierdzenie wkładające kij w mrowisko (choćby mega uładzone i zachowujące kulturę wypowiedzi na poziomie Mount Everest), a inna na suche oznajmienie zaistnienia jakiegoś faktu.
Milczenie podobno jest złotem.
Zgadzam się, że mamłanie o przywarach sąsiadki, faktycznych czy wydumanych, to zupełnie zbędna wypowiedź. Świat nic nie straci od jej niezaistnienia, ba, zyska nawet, chociaż są osoby, które, gdyby im takie tematy zabrać, zamilkłyby na wieki. Uważam jednak, że gdyby ludzie mieli milczeć co do zasady, nie mogli dzielić się tym co ich boli, co cieszy, wymieniać się doświadczeniami czy pomysłami, to żylibyśmy w zupełnie innym świecie. Czy lepszym? Nie sądzę. Jeszcze jedno: nie wolno milczeć, gdy komuś dzieje się krzywda. Takie milczenie stanowi przyzwolenie dla działań sprawcy.
Poza tym: gdyby wszyscy milczeli, kto by pisał książki?!

Słowo to potęga.
Słowem można zranić.
Słowem można zabić, doprowadzając ofiarę na skraj wytrzymałości emocjonalnej.
Słowem można uszczęśliwić.
Słowem można wzruszyć do łez.
Wszystko, co powiesz, może zostać użyte przeciwko Tobie.
Masz prawo milczeć.

Foto: Free Photos

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *