Synek miał dziś w szkole bal karnawałowy. Patrzyłam z uśmiechem na rozradowane dzieciaki przebierające się w szatni, a w mojej głowie myśl goniła myśl. Pierwszaki. Dziewczynki: księżniczki, wróżki. Chłopcy: bohaterowie i szturmowcy. Ktoś ich zmusił? Ktoś kazał tak im się ubrać? Przecież doskonale wiem, że nie.
Wyobraźnia.
Cudowna rzecz. Niektórym niestety jej brakuje, niektórzy nie mają jej wcale. Zanika z wiekiem..? Bo dzieciom na wyobraźni nie zbywa. Zabierzcie im telefony i konsole, a zobaczycie. Będą odgrywać niestworzone historie. Latać w kosmos, zdobywać Dziki Zachód, odkrywać piramidy. W ruch pójdą krzesła, koce, garnki, kartony i zrobi się mega-giga-bajzel.
Dziecko może być kim chce. W pewnym wieku potrafi w to uwierzyć. Nie, nie w to, że będzie słynnym aktorem czy naukowcem, który zbawi świat. Teraz mu to wisi. Teraz jest rusałką. Albo Spidermanem. Albo blokiem z Minecrafta (powaga!).
Nasza córcia, gdy miała trzy, może cztery lata, zwykła mawiać:
– Nie mów do mnie Tami, jestem kotkiem. Mów do mnie „kotku”.
(By the way: Tami to pseudonim operacyjny. Dzieci zażyczyły sobie ksywek, gdyby zachciało mi się o nich pisać. W ten sposób zostałam mamą Tami i Albercika;))
Pięć lat później, gdy synek miał trzy lata, co od niego usłyszałam?
– Nie mów do mnie Albercik, jestem kotkiem. Mów do mnie „kotku”.
Kazali się głaskać, zwijali w kłębek, miauczeli i mruczeli. Czy jedli z kocich misek – nie wiem i wolę nie wiedzieć:D
Czy mi to przeszkadzało? Ależ skąd!
Córka z przyjaciółką, będąc bodajże w trzeciej klasie, uwielbiały przebierać Albercika za księżniczkę. Nie protestował, ba, był nader wdzięczną różową pięknością. Ostatnio pokazałam młodemu fotkę z takim outficikiem:
– Mama, usuń to! To straszne! – zagrzmiał.
Na dzisiejszym balu był żołnierzem sił specjalnych.
Wracając do kotków. Usłyszałam od pewnej pani, że może to być zaburzenie
psychiczne, które pozostawi negatywny ślad i zaważy na przyszłości młodzieży. Ona,
ta pani, dla dobra pociech, nie pozwoliłaby im na takie ekscesy. Byłam w szoku.
Nie dlatego, że się przestraszyłam. Dlatego, że nie przyszłoby mi do głowy tak
na to spojrzeć.
Taaak… Różnimy się na każdym kroku. My, dorośli. I to my narzucamy dzieciom pewne
wzorce.
W ten sposób dochodzimy do osławionego gender.
Czemu osławionego? Bo wzbudzającego emocje, zupełnie niepotrzebne i niezdrowe. Często z powodu niezrozumienia jego sensu i znaczenia.
Gender po angielsku oznacza płeć. Nic nowego. Termin ten używany jest do określenia tożsamości płciowej, będącej zbiorem elementów takich jak charakterystyczne cechy czy zachowania, które w danym społeczeństwie przypisane są do ról kobiecych lub męskich – zdefiniowanych przez płeć. Tymczasem płci kulturowej nie należy wiązać z biologiczną. Według zwolenników takiego poglądu panuje przekonanie, że role społeczne narzucane są przez sposób wychowania, stereotypy i otoczenie dorastającego człowieka. Bo w ideologii gender chodzi o to, że rola społeczna człowieka nie powinna być uwarunkowana płcią. Czyli o podstawowe prawo człowieka do samostanowienia.
Straszne? Wcale nie bardzo.
(oj, jak ja nie lubię słowa ideologia – bez względu na temat, którego dotyczy. Historycznie była to po prostu nauka o ideach. Określenie na zbiór poglądów, wyobrażenie świata, otoczenia. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że z czasem pojęcie to nabrało pejoratywnego wydźwięku, podkreślając wyższość subiektywnych poglądów danej grupy społecznej, niekoniecznie umiejącej (chcącej) zaakceptować istnienie innych stanowisk).
Oczywiste dla mnie jest, że środowisko w jakim się wychowujemy, determinuje
w jakiś sposób nasze poglądy i zachowania. Tu jednak pojawi się moje ALE: otóż uważam,
że, jak we wszystkim zresztą, należy zachować zdrowy rozsądek. Celowe ubieranie
chłopca raz w ciuszki dziewczęce, raz chłopięce, aby niczego mu nie zasugerować,
z mojego punktu widzenia jest przegięciem (nie mówię o wygłupach, tylko o codzienności).
Podobnie jak przegięciem jest kupowanie dziewczynkom jedynie zabawek typu naczynia,
kuchenki, lalki plus zestaw środków do czyszczenia. Nasza córka uwielbiała
bawić się śmigłowcem, który dostała od dziadka. Ale i tak wolała czesać kucyki.
Jej wybór.
Kupiliśmy jej małego konstruktora. Przeleżał kilka lat pod łóżkiem, aż synek
odkrył jaki jest wspaniały. Jego wybór.
Nigdy nie narzucaliśmy dzieciom czym ani jak się mają bawić. Nie zakazywaliśmy,
po prostu obserwowaliśmy, zazwyczaj z rozbawieniem i rozczuleniem. Chociaż mąż nieco
gorzej znosił te sukienki, przyznam ;). W każdym razie uznaliśmy, że na wszystko
przyjdzie czas.
I zupełnie naturalnie to syn zaczął grzebać z tatą przy motocyklu. Córki takie
spędzanie czasu nigdy nie interesowało, mimo, że miała dokładnie takie same
możliwości. Na drona ledwo spojrzała, a Albercik od dawna umie go rozkręcić i złożyć
z powrotem (i działa;)). Tami balet rzuciła po czterech treningach, gimnastykę
artystyczną po dwóch. Judo trenowała ponad pięć lat, aż nie szło go już pogodzić
z zajęciami w klasie pływackiej. Na macie na treningach była jedyną dziewczyną.
Męski sport..?
Dużo stereotypów jest w literaturze, w baśniach. Uciśnione księżniczki,
bohaterscy rycerze. Złe czarownice, mądrzy czarodzieje. Ulubiona bajka córki? Merida
waleczna. I voilà.
Z ograniczeń – owszem, nie czytałam dzieciom niektórych baśni, na przykład
braci Grimm czy 1001 nocy. Nie lubię ich, głównie ze względu na okrucieństwo,
które zdecydowanie za często się w nich pojawia. Sorry, ale jak mam czytać
kilkulatkowi, że gość kolejnym żonom odcinał głowy, a ich ciała wrzucał do
piwnicy..? Ha… A może to znak, że żona ma być grzeczna, bo jak nie… Łomatko, nie
rozwijam;)
Wracając do tematu: każdy człowiek ma prawo decydować o sobie i o
tym, kim chce być i jaką rolę pełnić w społeczeństwie. Dlaczego ludziom to
prawo odbierać? Bo komuś się to nie podoba? To co, że ktoś jest inny? Bo wybrał
inną rolę? Bo tak mu lepiej?
I CO Z TEGO?
Dzieje się komuś z tego powodu krzywda? Stwarza jakieś zagrożenie dla
społeczeństwa?
Z tego co widzę, jest raczej odwrotnie.
Podpisuję się obiema rękami pod stwierdzeniem Alexisa de Tocqueville’a (cyt.):
Wolność człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka.
Staram się patrzeć na świat spokojnie, próbując zrozumieć różne strony.
Ale zawsze boli mnie, gdy próbuje się odebrać komuś prawo do bycia sobą. Skoro inność jest taka zła, to może wróćmy do szarzyzny i takich samych meblościanek? Przecież wszyscy mamy takie same żołądki i czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy. Niech nikt się nie wychyla, wtedy będzie dobrze.
Sorry, moja rockowa dusza tego nie trawi. (A, właśnie, temat na odrębny artykuł: wiecie, że rock i heavy metal są szkodliwe?! Ale to już było…)
Co mi jednak w gender nie pasuje? To, że nie ma co udawać, że nie ma różnic biologicznych. Czy je ignorować. One istnieją, czy to się komuś podoba, czy nie. Hormony działają jak działają. I tyle.
Nic na to nie poradzę, że Jason Momoa, najlepiej z gołą klatą, cieszy moje oko, a zupełnie nie mam takich odczuć co do Jeona Jungkooka, podobno najprzystojniejszego mężczyzny świata wg rankingu opublikowanego w magazynie Glamour. No cóż, nastoletnie koleżanki mojej córki „kochają się” w chłopakach z BTS, więc może to kwestia wieku respondentek ;D. Sądząc jednak po ostatniej awanturze po wypowiedzi prezenterki w telewizji śniadaniowej (taka jestem na bieżąco, ha!), po prostu mamy różne gusta. My – kobiety. Wy – faceci, też rzecz jasna, ale wypowiadam się w swoim imieniu:)
Zmierzając do sedna: każdy ma prawo wyglądać jak chce i być takim/taką
jak chce.
I nikomu nic do tego.
Tym samym nie odbierajmy kobietom prawa do bycia kobiecymi, a mężczyznom prawa
do męskości. W tym tradycyjnym znaczeniu. Osobiście cenię sobie możliwość
oparcia na silnym, męskim ramieniu; dosłownie i w przenośni.
I nikomu nic do tego.
Świat jest piękny, bo jest różnorodny. Zbyt często jednak brakuje w nim szacunku do drugiego człowieka.
Przyglądaliście się kiedyś rybom? Nie tym biednym karpiom zdychającym w cierpieniu, ale temu bogactwu w oceanie. Mają to szczęście, że nikt ich nie ocenia.
– Ej, ty, mała, co masz takie żółte łuski! Głupio wyglądasz, hehe.
– A ty ze swoją szczeną to niby dobrze? Ortodonta by ci się przydał.
Absurdalne, prawda?
Wniosek? Nie dajmy się zwariować. Nikomu.
Halo, halo, bale karnawałowe nie są zarezerwowane dla dzieci!
Wskakujcie w ciuchy z Waszych marzeń; te piękne, draczne, rozczulające, ekscentryczne, rubaszne i z pieprzykiem.
Dobrej zabawy!
Skoro mowa o stosunku małżeńskim, przez który należy rozumieć stosunek płciowy. Potocznie nazywani pedofilami mężczyźni odbywający takie stosunki z dziewczynkami wg kościoła wcale pedofilami nie są. Oto cytat z OBOWIĄZUJĄCEGO kodeksu prawa kanonicznego kościoła rzymskokatolickiego: „Kan. 1083 – § 1. Nie może zawrzeć ważnego małżeństwa mężczyzna przed ukończeniem szesnastego roku życia i kobieta przed ukończeniem czternastego roku.” No i gdzie tu pedofilia?
Wszystko pięknie, tylko że pewne sprawy nie podlegają dyskusji. Żadnej. Słońce wstaje na wschodzie i jest to poranek, a zachodzi na zachodzie i jest to wieczór. Drzewa gubią liście – jest jesień. Drzewom rosną listki – jest wiosna. Komuś rosną cycki – będzie babą. Nawet jak jej się to nie podoba. Trudno, takie życie. Dyskutować z tym..? Wolne żarty! I dlatego właśnie 'ideolo’ gender jest niebezpieczne: wmawia ludziom, że można sobie wybierać czy Słońce wstaje o wschodzie. Jak zaczniemy kwestionować sprawy oczywiste to nasze dni są policzone. Z resztą… dlatego właśnie już są 🙁 Jak NORMALNIE żyć w świecie, gdzie 46-cio letni Gerard decyduje, że tak naprawdę to czuje się on 16-to letnią Gertrudą i zamiast pośmiewiskiem staje się obiektem poważnych analiz!? No litości…
Tak czy siak, widzę, że nie unikniemy mieszania pojęć ról społecznych a identyfikacji płciowej. OK, idźmy więc w tę stronę. Jak żyć NORMALNIE? Po prostu NORMALNIE. Bo nie ma się czym ekscytować. Masz wolną wolę, wiec jeśli ktoś Ci coś wmawia, jak twierdzisz, możesz to olać. Możesz też go posłuchać. Ale każdy może, a nawet powinien, słuchać siebie. Gerard, przypuszczam, grube 30 lat temu doszedł do tego, że wolałby być Gertrudą. A jeśli nie mógł nią być, to tylko dlatego, że stałby się pośmiewiskiem (patrz wyżej) i skazał na ostracyzm. Wiesz, jak cierpią nastolatki, które odkrywają, że nie są takie jak społeczeństwo by oczekiwało? Co potrafią im zgotować koledzy? Wiesz, jak to się często kończy? To przeczytaj reportaż J. Schwertnera „Miłość w czasach zarazy”.
Nasze dni są policzone, bo? Bo przestaniemy się rozmnażać? Spokojnie, nasza planeta i tak tego tłumu w końcu nie udźwignie.
Na marginesie, trafiłam ostatnio na dekret Episkopatu Polski o przeprowadzaniu rozmów kanoniczno-duszpasterskich z narzeczonymi przed zawarciem małżeństwa kanonicznego; (świeża sprawa, z 08.10.2019r., w Polsce zacznie obowiązywać od 01.06.2020r.). Jedna z przeszkód do zawarcia tegoż:
37. Niezdolność fizyczna (impotencja). Niezdolne do zawarcia małżeństwa są osoby, które nie mogą dokonać stosunku małżeńskiego (kan. 1084 § 1).
Tędy droga?